„Zwierząt potrzebujących pomocy zawsze będzie za dużo…” – rozmowa z wolontariuszkami DT Kocia Łapka

Koty są najpopularniejszymi zwierzętami domowymi na świecie, jednak jest jeszcze dużo kotów, które nie znalazły domu, w którym będą kochane. Również te, którym niekoniecznie odpowiada życie w bliskim towarzystwie człowieka, nie zawsze są sobie w stanie poradzić bez jego pomocy. O opiece nad kotami, w mieście z kotowatym w herbie, rozmawiałem z Kamilą i Kasią, założycielkami Domu Tymczasowego Kocia Łapka.

 

Zacznijmy od początku, czym tak właściwie jest dom tymczasowy?

Kasia: Dom tymczasowy to nie schronisko i to jest jego największa zaleta. To dom, w którym bezdomne koty mają szansę poznać życie takim, na jakie zasługuje każdy zwierzak! W spokoju, miłości i w poczuciu bezpieczeństwa. Wtedy wracają do zdrowia, a także od nowa uczą się, że człowiek nie musi krzywdzić. U nas tak to właśnie wygląda. Nasi podopieczni mieszkają z nami, w naszych prywatnych domach. Są tak samo traktowani, jak nasi tak zwani rezydenci, i są tak samo przez nas kochani!

Zajmujecie się tylko pruszkowskimi kotami?

Kamila: Oficjalnie jesteśmy grupą działająca na terenie Pruszkowa. Ale w związku z tym, że obecnie większość naszych domów tymczasowych mieści się w Warszawie trafiają też do nas koty ze stolicy. Ale na tym nie koniec. Czasem są to też okolice naszego miasta: Podkowa Leśna, Komorów, a nawet Falenty. Jeśli ktoś zgłasza do nas zwierzaka, który naprawdę potrzebuje pomocy… po prostu trudno odmówić. Choć nie oznacza to, że czasem musimy przekierować proszących o pomoc do innych fundacji, grup czy poradzić, w jaki sposób szukać kotu domu na własną rękę.

Ile obecnie zwierząt znajduje się pod opieką Kociej Łapki?

Kamila: Na początku naszej działalności była to liczba 20-30 kotów. Niestety z każdym rokiem ta liczba rośnie. W zeszłym roku było to ponad 70 kotów, przez co był to dla nas bardzo ciężki i trudny rok. Zazwyczaj jest tak, że jeden kot idzie do adopcji, przychodzi kolejny. Ciągła rotacja, nie ma pustych miejsc.

Bardzo przywiązujecie się do kotów, które tymczasujecie?

Kasia: Oczywiście. Trudno nie przywiązać się do niewinnego stworzenia, któremu nieraz uratowaliśmy życie. Z wieloma z nich rozstać się jest bardzo ciężko, ale wiemy, że gdy kot znajdzie nowy dom, pomożemy kolejnemu. Łatwiej jest, gdy mamy pewność, że dom jest naprawdę odpowiedzialny i kochający. Dlatego dobieramy przyszłych opiekunów dla naszych podopiecznych bardzo starannie.

W jaki sposób trafiają do was nowe zwierzęta?

Kamila: Zazwyczaj prosto z ulicy, zgłoszone przez karmicieli, którym pomagamy. Często piszą też do nas osoby, które znalazły potrzebującego zwierzaka i nie wiedzą, jak mu pomóc. Więc szukają wsparcia w miejscach takich, jak nasze. Mimo że nasz dom tymczasowy nie jest jedyną organizacją na terenie Pruszkowa, zwierząt potrzebujących pomocy zawsze będzie za dużo. A domów tymczasowych i wolontariuszy za mało…

Ilu wolontariuszy z współpracuje z Kocią Łapką?

Kasia: Od niedawna mamy 12 domów tymczasowych. Są to domy, które dają domy pojedynczym kotom, a także takie, które wkęciły się w tymczasowanie na dobre i mają możliwości zapewnienia domu kilku kotom. Wcześniej była nas tylko dwójka. Pomagają nam też tak zwani e-wolontariusze, którzy wspierają nam bardzo w takich podstawowych sprawach, jak dodanie ogłoszeń na portale. Mamy też dwóch fotografów, którzy pomagają nam robić zdjęcia naszym podopiecznym. Jest to nieoceniona dla nas pomoc, ponieważ nasza doba jest za krótka na działania, które prowadziłyśmy na początku działalności. Kocia Łapka to dla nas tak naprawdę drugi etat – oczywiście w formie wolontariatu, którego wynagrodzeniem jest satysfakcja.

Pewnie cały czas poszukujecie nowych wolontariuszy?

Kamila: Jak najbardziej! Brakuje nam przede wszystkim domów tymczasowych. Dom, który może regularnie pomagać chociaż jednemu kotu, jest dla nas bezcenny. Dodatkowe ręce przydadzą się też na wystawach czy podczas łapania dzikich kotów do sterylizacji. Jeśli ktoś chce do nas dołączyć – serdecznie zapraszamy! Wystarczy do nas napisać.

Bardzo silnie działacie na Facebooku…

Kamila: Takie mamy czasy, że Facebook to najlepsze miejsce do prowadzenia strony, więc tym samym do promocji adopcji i pomocy zwierzętom. Daje wiele możliwości. Oczywiście oprócz FB, nasze ogłoszenia znaleźć można na wszystkich portalach adopcyjnych, a od niedawna działa też nasza strona internetowa. Dużo fajnych osób adoptujących od nas zwierzaki, trafia na naszą stronę właśnie przez ogłoszenia. Tam śledzi losy podopiecznych, aż w końcu zakochuje się w tym jednym jedynym.

Co się dzieje, kiedy wrzucacie tam zdjęcie małego ślicznego i puchatego koteczka?

Kasia: Wtedy telefony się urywają. Niestety w większości dzwonią osoby, które w małym długowłosym kocie widzą zabawkę dla dziecka bądź kolejny dodatek do wystroju mieszkania, którym będzie można się pochwalić przed znajomym. Chcą mieć takiego kota natychmiast. Jednak żywe zwierzę to nie zabawka i do takiego domu z pewnością nie trafi. Polecam wtedy zakup kociaka pluszowego. Ogłoszenie adopcyjne takiego kota zawsze wywołuje poruszenie, bo to kot ładny i darmowy. Niewiele jednak osób zdaje sobie sprawę, że taki zwierzak wymaga codziennej pielęgnacji, czesania, odpowiedniej diety i opieki weterynaryjnej.

Jak wygląda proces adopcyjny?

Kamila: Dużo osób pisze do nas wiadomości, ale w ten sposób nie da się przeprowadzić adopcji. Jako pierwszy etap zawsze uznajemy rozmowę telefoniczną. Nie jesteśmy zwolenniczkami wysyłania ankiet adopcyjnych, ponieważ uważamy, że „papier jest cierpliwy: wszystko przyjmie”, ale związku z tym, że codziennie jesteśmy w pracy i w tym czasie mamy ograniczoną możliwość odbierania telefonów adopcyjnych, taka opcja wysłania ankiety jest na naszej stronie dostępna. Wracając jednak do samego procesu… W czasie rozmowy telefonicznej słyszymy emocje dzwoniącego i spontaniczne odpowiedzi, dlatego od razu wiemy, czy osoba ta jest w stanie spełnić nasze warunki adopcyjne, ale też – co jest bardzo ważne – jakiego kota szuka. Niestety nie wszyscy rozumieją, że nie każdy kot nadaje się do każdego domu. Inaczej dobieramy zwierzaki do małych dzieci, a inaczej do osób starszych. Ważne jest też, czy ktoś szuka kociego jedynaka, czy chce adoptować dwupak lub szuka towarzysza do kota, którego już posiada.

Kasia: Bardzo ważne jest dla nas bezpieczeństwo zwierząt. Dlatego zawsze informujemy o konieczności zabezpieczenia siatką balkonu lub – w przypadku jego braku – przynajmniej dwóch okien, tak aby nie było ryzyka, że zwierzak wypadnie przy swobodnym wietrzeniu mieszkania. Oczywiście każdy opiekun, który decyduje się na adopcję młodego kota, zobowiązany jest do jego sterylizacji w odpowiednim czasie (dorosłe koty oddajemy już wysterylizowane). Umowa adopcyjna zawiera też informacje o właściwej pielęgnacji, opiece weterynaryjnej, szczepieniach, testach, czipie i stanie zdrowia kota. Po wstępnej rozmowie telefonicznej zapraszamy przyszłych opiekunów do domu, w którym mieszka kot, by mieli okazję go poznać. Jeśli po spotkaniu obie strony akceptują warunki adopcji, same zawozimy zwierzaka do nowego domu i na miejscu, kiedy ostatecznie akceptujemy warunki, w jakich będzie mieszkał kot, podpisujemy umowę adopcyjną.

Jak to? To nie dajecie kotów każdemu chętnemu?

Kamila: Nie. Jeśli ktoś nie rozumie, że dla nas należyta, a nie byle jaka opieka i bezpieczeństwo zwierzaka to podstawa, zazwyczaj szybko kończy rozmowę i drugi raz nie zadzwoni. Nie po to pomagamy zwierzętom, by za rok czy dwa tego samego kota znaleźć przerażonego w piwnicy czy zabitego przez samochód. Stąd nacisk na zabezpieczenia, by uniknąć niepotrzebnego ryzyka.

Niestety często dzwonią też ludzie, którzy po kota chcą przyjechać teraz, już, natychmiast. Nie jest to możliwe, bo dom tymczasowy prowadzimy jako wolontariusze, poświęcając na to każdą wolną chwilę. Poza tym normalnie pracujemy. Dlatego na spotkanie trzeba się z nami umówić po wstępnej rozmowie telefonicznej. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, a tym samym nie może poczekać kilku dni na adopcję kota, z którym żyć będzie mu dane nawet dwadzieścia lat, zazwyczaj do niej nie dojdzie.

Jak zaczęła się wasza przygoda z pomaganiem kotom?

Kamila: Zaczęło się od kotki, która urodziła sześć maluchów w piwnicy mojego bloku. Gdy podrosły i zaczęły wychodzić przed budynek, jeden natychmiast zginął pod kołami samochodu, inny został rozszarpany przez psa. Została czwórka chorych malców i przemiła mama. Wtedy zaparłam się, że pomogę im wszystkim. Zaczęłam od najbardziej chorego. Zabierałam je po kolei do domu, leczyłam i szukałam im domów. Jako ostatnią zabrałam ich matkę, która później stała się oczkiem w głowie moich rodziców.

Kasia: O wolontariacie myślałam od zawsze. Od dziecka też w domu miałam zwierzyniec. Rodzice od zawsze uczyli mnie nie tylko szacunku do ludzi, ale też do zwierząt. Impulsem była persiczka, dla której jeden z domów tymczasowych szukał opieki. Zgłosiłam się na ochotnika. Osobą kontaktową była Kamila, z która od pierwszego spotkania się polubiłyśmy. Niestety po kilku dniach walki koteczka odeszła. Po tym zdarzeniu w pomaganie kotom wciągnęłam się na dobre.

Jaki jest formalny status waszej organizacji? Kto finansuje działalność?

Kamila: Jesteśmy grupą działającą w ramach Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva! Fundacja udostępnia nam subkonto, na które możemy przyjmować darowizny, a także swój numer KRS. Wpisując „Kocia Łapka” jako cel szczegółowy, można przekazać naszej grupie swój 1% podatku. Wszystkie środki, którymi dysponujemy na leczenie i utrzymanie podopiecznych pochodzą od naszych darczyńców. Nie są to duże kwoty. Prowadzimy też charytatywną sprzedaż na Allegro. Nazywamy to bazarkiem, na którym można znaleźć wiele ciekawych i unikalnych rzeczy. Całość dochodu zasila nasze konto, a tym samym pokrywa koszty leczenia i utrzymania kotów. Często nasze charytatywne stoisko można spotkać na wystawach kotów i różnego rodzaju kiermaszach. Mówiąc prościej: żeby móc działać, musimy się nieźle napracować.

Jak udaje się Wam to wszystko pogodzić z pracą zawodową i życiem osobistym?

Kasia: Nie jest to łatwe, bo z Kociej Łapki nie możemy po prostu po ośmiu godzinach wyjść, jak z pracy, zamknąć drzwi i się po prostu odciąć. Czasem bywa naprawdę ciężko, szczególnie gdy dochodzą emocje, zmęczenie i stres. To nie jest tak, że między nami zawsze jest różowo. Bywają sytuacje, że się wzajemnie nakręcamy, wkurzamy się na siebie, aż przychodzi moment, w którym musimy w końcu oczyścić atmosferę. Przyjaźnimy się poza działalnością prozwierzęcą, więc chyba tylko to sprawia, że jeszcze się nie pozabijałyśmy.

Kamila: W Kociej Łapce jesteśmy odpowiedzialne za wszystkie podjęte decyzje, naszych wolontariuszy i ich działania, a także za wszystkim naszych podopiecznych. Musimy myśleć tak naprawdę o wszystkim – poczynając od zaplanowania postów na FB, poprzez odpowiedzi na wiadomości, kontakt z lecznicami i lekarzami, zapewnienie transportu naszym wolontariuszom do lecznic, kończąc na procesie adopcyjnym, wysyłce rzeczy, a także sprawach formalnych związanych z płatnościami, kontaktem z księgowością. Dajemy radę chyba tylko dlatego, że się wzajemnie w tym wszystkim wspieramy i mamy rodziny, które szanują to, co robimy.

Czy waszym marzeniem jest znalezienie domu wszystkim bezdomnym kotom?

Kamila: Oczywiście, że nie. Podstawową sprawą jest odróżnienie dzikich kotów wolno żyjących od tych porzuconych czy zagubionych. Jeśli chodzi o te pierwsze, podstawową sprawą jest kontrola ich liczebności. Dlatego tak ważna jest sterylizacja, która jest jednym z podstawowych działań naszej grupy. Dzikie koty wolno żyjące są naturalną częścią ekosystemu miasta, dlatego nie należy ich na siłe wyłapywać i umieszczać np. w schroniskach. Trzeba sterylizować, a także pomagać im przeżyć – szczególnie w trudnych zimowym okresie. Nie zamykajmy więc zimą piwnicznych okienek, nie przeganiajmy kotów wolno żyjących, a także nie przeszkadzajmy karmicielom w codziennym dokarmianiu. Naprawdę warto dbać o koty wolno żyjące. Dzięki nim będziemy bezpieczni, bo uchronią nas przed plagą myszy i szczurów.

Kasia: Często w miejscach dokarmiania kotów wolno żyjących pojawiają się koty oswojone. Od razu widać, że nie są to zwierzęta dzikie, ponieważ nie potrafią się odnaleźć w stanie. Nie radzą sobie z życiem na dworze: są chore, głodne, brudne i przeganiane przez inne koty. To zazwyczaj zwierzęta porzucone i to one wymagają natychmiastowej opieki z naszej strony. Oczywiście sezon wiosenny to również czas wysypu kocich maluszków…


Rozmawiał: Tomek

tagi: aktualności, wywiad